Constantine #1

Wielkim fanem zeszytówek nie jestem, zdecydowanie wole wydania zbiorcze, ale raz na jakiś czas trafiają się zeszyty, które po prostu muszę przeczytać, albo (częstszy przypadek) sięgam po pierwsze numery nowych serii. Czasem później sięgam po wydanie zbiorcze, rzadziej śledząc z wypiekami kolejnych numerów, a i często już nigdy do tytułu nie wracam.

Scenariusz:
Jeff Lemire & Ray Fawkes
Rysunki:
Renato Guedes

Wielkim znawcą Hellblazera nie jestem. Ledwie liznąłem serię. Zawsze odkładałem na później i później… W ubiegłym miesiącu licznik serii zatrzymał się na liczbie 300 i ma już nie ruszyć, a John Constantine został przesunięty do pierwszej ligi dla superbohaterów (czyli do DC) i dostał serię firmowaną własnym nazwiskiem.

Jednak już  na początku scenarzyści dają nam do zrozumienia, że John Constantine nie jest żadnym superbohaterem, a zręcznym iluzjonistą, który po przez różne sztuczki manipuluje ludźmi do robienia tego, co chce. Głównie dla własnej korzyści.
Główna nić fabuły to rozpoczęcie podróży przez Johna w celu znalezienia mistycznych przedmiotów, które po złożeniu utworzą Croydon Compass, „urządzenie”, które lokalizuje zasoby magii.

Póki co jest to ugrzeczniona wersja Constantine’a. Nie ma pokazanego picia, seksu, przekleństw i scen gore. Wszystko to dzieję się, gdzieś po za panelami jak choćby otwierający kadr, kiedy John wychodzi z baru.

Czas pokaże, ale w Jeff Lemire i Ray Fawkes wymyślili historię, która w mojej opinii ma potencjał i z kolejnymi rozdziałami może naprawdę wciągnąć. Jednak póki co jest tylko po prostu w porządku. Na pewno nie jest źle, przyzwoity pierwszy numer raczej nie skłania mnie do co miesięcznego wyczekiwania na kolejne numery, aczkolwiek na pewno po numer drugi sięgnę, ale dalej raczej w spokoju poczekam na wydanie zbiorcze całej historii.

Wielkim atutem numeru jest duet Renato Guedes (odpowiedzialny za rysunki) i Marcelo Maiolo (kolory). Ich praca niesamowicie przyciąga wzrok i nadaje odpowiedni klimat opowieści.

Dodaj komentarz